Na początku napisze, że nie wiem jakiej odpowiedzi oczekuję. Zauroczyłam się w lekarzu, do zakochania się wiele brakuje. Myślę trzeźwo, w dodatku wydaję mi się, że ma żonę (nie nosi obrączki, ale na oddziale powiązanym z jego pracuje kobieta o tym samym nazwisku), poza tym widziałam go tylko raz. Miałam wycinane znamie. On nie jest moim lekarzem prowadzącym. Przyszedł w zastępstwo, miałam mieć wtedy zdjemowane szwy. Oprócz mnie było kilka osób m.in na biopsje guzków piersi, więc nie mógł mi osobiście tego zdjąć. Niestety wycięta zmianę miałam w miejscu intymnym, kiedy wszedł do pokoju gdzie już leżałam półnaga i pielęgniarka zaczęła zdjemować szwy, nie odpowiedział na moje Dzień Dobry, a jedynie powiedział... "oh wow" podszedł, zerknał, wyszedł do pokoju obok (połączonym z tamtym drzwiami) na zabieg. Po minucie wrócił, potrzebował krzesełka (nie wiem czemu), nie wziął go do ręki tylko przesuwał po podłodze, cały czas patrząc się na moje krocze. Cały czas sie szczerzył. Krecił się z tym krzesłem między dwoma gabinetami z kilka razy. Na koniec znowu głupio się szczerzył, czytając moje wyniki, wtedy się powoli już ubierałam. Niby mnie zauroczył, co jest dziwne no bo czym, tylko chyba wyglądem, ale z drugiej strony to było dziwne. Zero delikatności. Pacjenci go wszędzie chwalą a tu nagle takie coś... jestem zniesmaczona trochę. Nie jestem strasznie cnotliwa, ale to była przesada... jakie wow?
Na koniec chciaąłm sie dopytać, jak mam zmieniać opatrunki, co ile i czy jeszcze, ale pielęgniarka robiła wszystko, żebym jak najszybciej ubrała się i wyszła, mimo, że żadna pacjentka jeszcze nie wchodziła. Może któraś z Was miała podobnie?