Cześć dziewczęta. Sama nie wiem dlaczego postanowiłam pisać o tym na forum...To chyba desperacki krok, ale tak właśnie patowo się czuję.
W połowie czerwca poznałam faceta, 10 lat starszego ode mnie. Spotkaliśmy się pierwszy raz kilka dni po zapoznaniu się przez Internet. Zabrał mnie do restauracji, było bardzo miło, rozmowa świetna i w ogóle no, byłam zadowolona, on sprawiał wrażenie że też. Następnego dnia oczekiwałam jakiejś wiadomości od niego, ale niczego się nie doczekałam. Doszłam więc do wniosku, że to kolejny facet, który "spada" po pierwszej randce, no bo taka jestem beznadziejna. Wykasowałam jego numery i zapomniałam. Jakieś dwa tygodnie później zadzwonił do mnie.Gdybym nie miała zapisanego jego numeru w notesie, nie wiedziałabym z kim rozmawiam.Jakby nigdy nic rozmawialiśmy,byłam nieco wściekła, ale mniejsza o to. Potem zaczął odzywać się na gadu, rozmowy były długie, szczere i wiecie - wiadomo jak to pisanie wygląda, podczas wirtualnej rozmowy mówi się rzeczy, które w realu ciężko z siebie wydusić. Potem znów kontakt się urwał na prawie dwa tygodnie. Już miałam dość tych gierek, nie wiedziałam o co mu chodzi. A facet mi się od początku spodobał, nie głupio gadał, przystojny i wydawałoby się, że ma coś w głowie oprócz bzikowania. Po niespełna dwóch tygodniach (jakoś w połowie lipca)znów się odezwał, tym razem kontakt był intensywny i codziennie pisał lub dzwonił. Nagle wyskoczył z propozycją, że do mnie wpadnie. I kilka dni później wpadł do mnie. Było niezwykle fajnie, rozmowa się toczyła świetnie. Bez żadnych cielesnych zbliżeń, nawet pocałunków nie było. A nie powiem, że nie czekałam na to No i po tym spotkaniu nadal się odzywał, jakiś tydzien później zaprosił mnie do siebie, pojechałam, było fajnie. Potem cztery dni ciszy, a wszystko szło w dobrym kierunku (w moim mniemaniu). Wkurzyłam się i napisałam mu smsa czemu się nie odzywa, o co znowu chodzi. Odpisał, że teraz to sam nie wie czego chce i ma troszkę pustkę w głowie. No to skreśliłam znajomość, bo skoro facet , w dodatku prawie trzydziestoletni nie wie czego chce no to przepraszam, chyba coś z nim nie w porządku. I dałam sobie luz. Żal mi było jak cholera, 2 tygodnie się nie odzywał, potem pojechałam nad morze, pomyśleć nad swoim życiem i nad sytuacją z nim. I gdy już było mi lepiej...zadzwonił. jakby nigdy nic. A ja, zauroczona nim zgodziłam się na kolejne spotkanie. Przyjechał do mnie, był wieczór miły, pocałował mnie po raz pierwszy i w ogóle było dużo kontaktu fizycznego, ale żadnego seksu, chociaż wiem że chciał. To wszystko skłonilo mnie do tego, żeby zapytać go o co mu tak naprawdę chodzi i czego ode mnie oczekuje. ZNÓW odpowiedział, że nie wie czego chce. A potem po prostu mnie przeprosił, nie wiem za co. Po prostu nie wiem. I wyszedł.
Następnego dnia napisał mi znowu, że przeprasza i mysli,że powinnismy poczekać jak to sie dalej rozwinie. zgodziłam sie bez przekonania na to...potem kilka dni nasze rozmowy były strasznie jałowe i bezsensowne, ale to minęło i było jak dawniej. teraz znów nie odzywa się od dwóch dni. nie wiem co mam robić, czuję, że rozwija się we mnie jakieś uczucie, którego nie wiem czy chcę, bo nie wiem, czy cos z tego może być. Boję się tej znajomości, cała ta nasza znajomość to jest strach. Boję się powiedzieć "Ej kocie, wpadnij do mnie dzis, spędzimy trochę czasu razem" ...Boję się wszystkiego. Boję się że się znów zakocham i znów będę cierpieć. Nie mogę się teraz załamać, bo mam maturę w przyszłym roku i muszę się należycie przygotować a załamanie psychiczne mi w tym nie pomoze. moze dlatego tak desperacko chcę utrzymać tą znajomość byleby tylko wiedzieć że on tam jest gdzieś i MOŻE raczy się odezwać, zechcieć spotkać...to mnie podtrzymuje na duchu.
chce mi się ryczeć, nie wiem co robić, nie wiem nie wiem nie wiem...
czy któras z was miała podobną sytuację?
co o tym w ogole sądzicie?
prosze o obiektywne odpowiedzi...