Odprawialiśmy dzień po rocznicę 3 roku bycia ze sobą. Pojechaliśmy do kina, na pizzę. Przez cały ten czas miałam właśnie cień nadziei, że się oświadczy, bo bardzo tego już chciałam. Po tym wszystkim powiedział - no to wracamy już do domu. Straciłam nadzieję, ale gdy byliśmy gdzieś z 500 m przed jego domem to powiedział - a może przejdziemy się na spacer koło zamku ( lubiliśmy tam zawsze chodzić) Było już późno, bo gdzieś 22.00 i trochę chłodno. Świecił księżyc. Spacerowaliśmy. Jak się przytulałam do niego to poczułam małe pudełko i widziałam, że jest bardzo zestresowany...
W końcu usiedliśmy na ławkę, uklęknął przede mną i się oświadczył...
Mimo tego, że trochę czułam co nastąpi to i tak bardzo się ucieszyłam. Nie płakałam, ale uśmiech z twarzy bardzo długo nie schodził mi z twarzy...
)) I w tym zamku będziemy mieć ślub! ;] Od początku towarzyszyły nam ławki ;P bo jak się pytał czy z nim będę to też na ławce, ale w innej miejscowości ;P