Hej dziewczyny, postanowiłam napisać tu bo nie mam z kim o tym pogadać,
a jest mi źle.
Od 2,5 roku jestem w separacji z mężem, to było białe małżeństwo, bez seksu,
a mąż miał problemy z alkoholem.
Zawsze byłam strasznie porządnicka, w życiu nie spodziewałam się że w ogóle
zdradzę, że w ogóle jestem do tego zdolna.
Niestety po paru latach ascezy i 1,5 roku separacji złamałam się.
Najpierw dałam się zapraszać na kawę a potem poznałam faceta który całkowicie mnie oczarował.
Był rozwodnikiem, był wykształcony, przekonujący, wydawał się solidny i odpowiedzialny
i niestety bardzo szybko wylądowałam z nim w łóżku.
Nie planowałam tego.
A facet zniknął... choć wiedział że jest pierwszym moim facetem od 4,5 roku.
Bardzo mnie to zabolało, a jeszcze bardziej moja naiwność.
Potem odezwał się i przeprosił, powiedział że przestraszył się że moge się zaangażować a on nie szuka związku...
No ale na tym nie koniec... nie wiem co się wtedy ze mną działo, czemu byłam taka głupia, pogubiona... wkrótce po tym dałam się zaprosic na kawę mojemu koledze, który jest samotnym wojskowym, przeżył wypadek na misji... i z nim tez poszłam do łóżka!
Zobaczylismy się wtedy po roku czasu przerwy, po jego wypadku, cieszyłam się że żyje, widziałam że niedługo znowu jedzie na kolejną misję...
No i stało się. Nie poszłam z nim do łóżka z miłości, tylko... dla niego.
Znam go dosyć długo, wiem że dużo pracuje, nie ma czasu na randki, dlatego jest sam.
Mimo że to naprawdę fajny i przystojny facet.
Po wszystkim zachował się bardzo ładnie, jak dżentelmen. Jesteśmy w kontakcie choć unikam go bo jest mi po prostu głupio. To był mój dobry kolega...
2 facetów w jeden miesiąc...
To zupełnie do mnie nie podobne.
Czuję się z tym fatalnie, mam potwornego kaca moralnego.
To się stało rok temu, a ja nadal źle się przez to czuje.
Teraz unikam facetów jak mogę, mam ochotę zamknąć się w zakonie.
Nie wiem jak mogłam coś takiego zrobić, nadal czuję się jak szmata i puszczalska.
Jak sobie to wytłumaczyć i wybaczyć?