Witam, bo dzisiaj dopiero się zarejestrowałem.
Moja sytuacja wygląda następująco: poznałem dziewczynę. Dzieliło nas prawie 70 kilometrów. Przez prawie pół roku jeździłem do niej, było super. Jej sytuacja w domu nie była najlepsza; nigdy nie była na ten temat zbyt rozmowna, ale wywnioskowałem jednoznacznie, że nie układało jej się z matką. Mieszkała tylko z nią i bratem. Pewnego dnia napisała mi, że kolejne z naszych spotkań się nie odbędzie bo jest zbyt roztrzęsiona i postanawia uciekać z domu... z namiotem. Oczywiście rozumiałem ją i nie chcąc do tego dopuścić szybko znalazłem niedaleko mnie mieszkanie. Wprowadziliśmy się natychmiast.
I tak mieszkamy już blisko rok ze sobą.
Problem zaczął się jakieś dwa-trzy miesiące temu, kiedy zrozumiałem, że nasz związek się zwyczajnie wypalił. Po prostu już mi nie zależy, może to zabrzmi okrutnie, ale wydaje mi się, że jestem z nią, bo ona nie ma sie gdzie podziać ;/
Jakiś czas temu powiedziałem jej o swoich uczuciach, na co reakcja była... chyba nie musze pisac jaka. Lecz ona nie ma dokąd pójść, a ja nie mam sumienia tak po prostu jej zostawić.
Kiedy zapytałem dokąd pójdzie odpowiada, że to nie moja sprawa, i że najwyżej zostanie bezdomną, albo odwiedzi jakieś schronisko dla kobiet... od razu zaznaczam, że ona NA PEWNO nie mówi tego po to, żebym z nią był (już raz sie pakowała). Pogodziliśmy się więc, tylko czy ma sens być z drugą osobą jeśli nie jestem pewien swoich uczuć? Co mam z nią zrobić, ona nie ma pracy a do domu z pewnością nie wróci... Doradzcie coś, proszę!