Witam wszystkich.
Bardzo długo przymierzałam się do ,,wyrzucenia" z siebie emocji, które nagromadziły się w dość pokaźnej ilości i powoli zaczynają rozwalać moją psychikę...
Nie wiem od czego zacząć więc może zacznę od początku. Mam 23 lata i jestem mamą 7 miesięcznego przystojniaka a przy okazji robię zaocznie magisterkę z pewnego przedmiotu w pewnym mieście. Większość problemów ma związek z tatusiem mojego synka.
Jesteśmy ze sobą 3 lata. Zawsze jakoś to się wszystko układało. Wszystkie niejasności jaki się pojawiały wyjaśnialiśmy na bieżąco bez kłótni, wyzwisk, obrażania- fochów. Poznaliśmy się w pracy. Potem wyjechałam na studia (80km dalej) a On został w rodzinnej miejscowości. Spotykaliśmy się w weekendy. No ale wtedy jeszcze byłam zakochana. Któregoś dnia zobaczyłam 2 kreski na teście ciążowym i to był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Potwornie bałam się powiedzieć rodzicom o tym, że zostaną dziadkami ale wiedziałam, że mnie to nie ominie i muszę im to zakomunikować. Zrobiłam to sama ponieważ mój chłopak nie czuł się zobowiązany do wspierania mnie w tak ważnej chwili i w sumie do tej pory ani razu nie rozmawiał z moimi rodzicami. Mieliśmy zamieszkać u mnie ale nic z tego nie wyszło. Jak zostałam wypisana ze szpitala po porodzie to mój tata w jednej chwili zmienił zdanie i powiedział, że mogę mieszkać w domu tylko z dzieckiem. Byłam załamana i zamiast cieszyć się z uroków macierzyństwa to ryczałam jak głupia w poduszkę przez dwa tygodnie.
A teraz może kilka słów o moim partnerze.
Ma 29 lat, mieszka w kawalerce w jednym pokoju ze swoją mamą. Proponowała zebym zamieszkała z nimi ale od samego poczatku bylam temu przeciwna. Nie wyobrazalam sobie mieszkania w jednym pokoju z teściową, chłopakiem i dzieckiem łóżko przy łóżku.
Jak już byłam w ciąży to dowiedziałam się, że moja niedoszła teściowa ma schizofrenię. Zaczęła wysyłać do moich rodziców listy z żądaniem pieniędzy, opłat za jej mieszkanie, wyżywienie i zaległe rachunki czyli jakieś 4000 w porywach do 5000 zł (!) Wyzywała mnie od najgorszych (wcale nie była oszczędna w wulgarne epitety) i oskarżała, że jestem z jej synem dla pieniędzy (zarabia 1200zł a ja nie mam i nie miałam z tego ani grosza). Kolejne listy były z przeprosinami a potem od nowa wyzwiska. Później musiała zacząć brać leki bo przestała się odzywać.
Mój chłopak w ogóle nie zareagował. Niczego nie zmienił w swoim życiu. Zaczął robić prawo jazdy ale zrezygnował bo stwierdził, że jednak mu się nie chce podchodzić do egzaminu. Jest zdania, że skoro ja posiadam prawko to on nie musi. Dostal w spadku samochód ale to też go nie zmotywowało. Dobrze chociaż, że pozwolił mi jeździć tym samochodem to mam jak pojechać z dzieckiem do lekarza.
Pytałam się, czy chce kiedyś z nami zamieszkać. Odpowiedział, że już się przywyczaił do naszej sytuacji i nie planuje ani zmiany miejsca zamieszkania ani zmiany pracy na lepiej płatną. Nie chce tez pójść do żadnej szkoły (ma wykształcenie podstawowe).
Przyjeżdża do mnie i do dziecka dwa, trzy razy w tygodniu w zależności od tego czy mam zjazd na weekend czy nie (jak mam to jestem tylko we wtorki). Pobawi się z małym jakieś 15 minut a następnie kładzie się na łóżku, włącza komputer i spędza czas w necie. A ja naiwna myslałam, że skoro już nas odwiedza to pomoże w czymkolwiek. Rozmowy na ten temat w niczym nie pomogły. Po prostu on nie widzi w swoim zachowaniu niczego niewłaściwego a tłumaczyłam mu wszystko milion razy na wszystkie możliwe sposoby.
Jest strasznie nerwowy. Byle bzdet potrafi doprowadzić go do szału- klnie jak opętany, zachowuje się agresywnie i nie da się wtedy do niego dotrzeć. Nie kieruje na mnie swojej agresji- dlatego jeszcze go nie zamordowałam...
Nigdy nie powiedział mi komplementu. To może głupie ale trochę przykre... Ani też nigdy mnie za nic nie przeprosił.
Ostatnio zrobił mi wielką awanturę. O co? Dał mi kilka złotych żebym kupiła dziecku nocnik. Kupiłam. Ale nie wzięłam grającego (taki chciał) tylko zwykły bo doszłam do wniosku, że zanim powycieram i ubiorę dziecko to szlag mnie trafi przez ciągle grającą dość głupią melodię (żeby nie było to prosiłam panią w sklepie o zademonstrowanie jak gra ten nocnik i jak długo trzeba go wycierać żeby przestał). Nie odzywał się przez tydzień a potem wymyślił sobie, że on o niczym nie może decydować. Odpowiedziałam, że nikt nie broni mu kupić drugiego nocnika i jak będzie przyjeżdżał do dziecka to uzyjemy tego grającego cuda, którego nie można wyłączyć dopóki nie jest suchy jak pieprz. Nie przeszlo i nie odzywa się już drugi tydzień.
Dzisiaj się dowiedziałam, że odwiedził go komornik za jakieś długi (nie chce powiedziec o co chodzi). To chyba trochę nieodpowiedzialne z jego strony bo myśli tylko o sobie a nie o przyszłości naszego dziecka.
Chwilę temu wróciłam z małym od lekarza- tata zawiózł mnie do szpitala na izbę przyjęć bo maluszka męczył okropny kaszel. Mój chłopak po prostu przyjął do wiadomości że wykupiłam leki za 100zł (z pieniędzy przeznaczonych na opłacenie semestru na uczelni) i na tym pewnie się skończy. Zazwyczaj każe mi zrobić listę rzeczy potrzebnych dziecku i za jakiś czas to kupuje ale zapomni mu się o np jednej czy dwóch waznych rzeczach. Nie ma pojęcia o opiece i pielęgnacji dziecka i zachowuje się tak jakby tego pojęcia w ogóle nie chciał mieć.
Nie wiem co mam zrobić. To wszystko zaczyna mnie przerastać...