Tak naprawdę nie wiem sama od czego zacząć, piszę bo ewidentnie jest ze mną coś nie tak ...
Mam 24 lata, ponad dwa lata temu byłam w kilkumiesięcznym związku, pierwszy i ostatni raz byłam tak zakochana, jak można się domyślić nie skończyło się happy endem. I od tamtej pory jestem sama (oczywiście owa miłość do tamtego faceta już dawno zdążyła wyparować).
Nie mogę zrzucić tego na to że jestem brzydka, głupia itp. bo tak nie jest (wiem jak to brzmi), widzę spojrzenia i uśmiechy facetów na ulicy, autobusie.
Tylko co z tego....
Jeśli tylko ktoś próbuje się do mnie zbliżyć, zaprosić na kawę, drinka, spacer od razu odmawiam, co lepsze sama nie wiem dlaczego przy czym obiecuję sobie że następnemu dam szansę, co oczywiście się nie zdarza.
No i ostatnio czara goryczy się przelała, poznałam faceta na pierwszy rzut oka idelanego ( jeśli przyjmiemy że ideały istnieją) dość starszy, bardzo przystojny, dowcipny, inteligentny, wygadany,powazniejszy, inny od moich rówieśników, nie przeczę że mnie oczarował.
Ale przecież nie byłabym sobą gdybym nie dała mu kosza, nie jednego, bo próbował kilkakrotnie.
Glupia nawet numeru mu nie zostawiłam, teraz się tym zadręczam co by było gdyby.
Niby mam jego numer ale zadzwonie i co powiem " Hej, chcesz się nadal spotkać? Pamiętasz mnie jeszcze?" Jak wiadomo faceci najbardziej boją się słowa NIE, co z moich ust padało non stop.
więc nie pzosotaje mi nic innego jak znowu obiecywać sobie że następnemu dam szansę...
Co jest ze mną nie tak? jak tak dalej pójdzie to jedynym wyjściem na samotność będzie kupno kota (jeśli alergia mi minie)