Eh ..
Moja sytuacja wyglada tak:
Byłam zakochana na zabuj do szaleństwa kochałam oddałam sie cała ..on czy kochał niewiem do dzis.. wspolne rozmowy wspolne hobby zajecia..mimo iz dzielilo nas pare kilometrow spotykajac sie swiat wokol wirowal nieistanial my ponad wszystkim..niczym Bonnie i Clyde
czyste szalnstwo. I niewiem co sie stalo on wyjechal gdzies bez pozegnania ..bez slow... mial prawo przeciez nigdy niebylismy parą..
W koncu poznałam faceta, po 2 latach zareczylismy sie ..wyszłam za maz..urodziłam dziecko...
w trakcie ciazy uczucia do mojego zaczely lekko przygasac... jednak po porodzie zniknely ..zaczełam zastanawiac sie czy kiedykolwiek cos czulam..?
No ale przeciez tak niemoglo byc.. bo bylo nam dobrze..
Wszystko sie sypie... zachowanie meza zaczelo doprowadzac do szalenstwa bral czulosci namietnosci z jego strony.. brak zrozuminia zaczelo brakowa tematow..
Myslami bylam gdzies daleko wieczorami zaczełam myslec o moim "Klajdzie" (I wciaz przed oczami jego usmiech chodz mielo tyle lat) I noce stawaly sie piekniejsze kiedy zaczol pojawiac sie w mych snach...
I tak mijal czas... kurde dostalam wiadomosc :"WITAM"
(czyzbym przywolala go myslami mowie?)
bez zastanowienia odpisałam :"Nigdy Ci niewybacze ze mnie zostawiles!"
i poszłam... kiedy wrócilam odczytalam.. to sama teraz niewiem czy chcialam przeczytac wlasnie takie cos...
Ucieklem przed Toba ... przerazala mnie mysl Rodzina.. zwiazek..
dzis rozumiem ...dzis doroslem... tesknie...
Ja tez tesknie tesknie jak holera..
wariatka..przeciez mam rodzine.. ;/
serce zaczelo walic jak szalone doslownie wyrywalo sie z piersi z takim bolem jakiego nieczulam nigdy wczesniej.. lzy zaczely cieknac po policzkach...
"Niech to trwa nigdy sie niekonczy nawet smierc nas nierozlaczy"
Czasem siadam mysle...
ale jestem gdzies poza...
patrzac przez okno na kolyszace drzewa...
mysle ..
gdzie szczescie..
cierpie... lecz niechce nikogo skrzywdzic..