Witam Was, jestem tu nowa i chciałabym się poradzić, zwierzyć i w ogóle.
Miesiąc temu zostawił mnie chłopak, mamy po 21 lat, a razem byłyśmy od 6.
Zostawił mnie, bo miał dosyć, nie widział sensu żeby dalej to ciągnąć. Nie byłam dobrą dziewczyną, można powiedzieć, że nawet beznajdziejną. Od około 2 lat mieliśmy stały kryzys, często się kłóciliśmy (najczęściej o te same rzeczy, niektórych niestety nie potrafię zmienić). Dawaliśmy sobie kilka ostatnich szans, staraliśmy się na nowo, później przestawaliśmy. Ja się nie starałam, bo on się nie starał, a on się nie starał, bo ja się nie starałam. Błędne koło. Praktycznie w ogóle się nie widywaliśmy w ostatnim czasie, ja nie chciałam, on nie ma czasu. Nie chciałam się widywac, zawsze coś wymyślałam, bo mimo wieku ojciec każe mi wracać do domu przed 23:30 (nie wiem dlaczego, próbowałam z nim rozmawiać, ale nie i już. On mnie utrzymuje, więc się stosuje do tego). Stwierdziłam, że wolę nie wychodzić w ogóle, niż za każdym razem tłumaczyć się dlaczego tak szybko muszę iść, było mi wstyd. Nasze życie intymne prawie w ogóle nie istniało (jeśli ktoś jest ciekawy dlaczego to proszę pytać). Dopiero teraz, gdy mnie zostawił zrozumiałam jaka byłam beznadziejna, trochę mu się nie dziwię, bo kto by to wytrzymał. Nie radzę sobie z tym rozstaniem. On chce się przyjaźnić, twierdzi że "jestem dla niego bardzo ważna, nie może beze mnie żyć. Przekreślił nasz związek, ale nie znajomość". Dopiero teraz zrozumiałam, że to ten jedyny facet, z którym chciałabym spędzić resztę życia (pewnie śmiesznie to brzmi w tym wieku), teraz zrozumiałam jak bardzo go kocham, jaka byłam głupia tak go traktując. Chciałabym cofnąć czas, wiem że możemy być szczęśliwi. Nie potrafię się z nim tylko przyjaźnić. Chciałabym zrobić coś, żebyśmy do siebie wrócili, bo naprawdę bardzo go kocham i ciągle mi zależy. On mnie chyba już nie chce..nie wiem co robić, nie potrafię się z tym pogodzić.