Witam was
jestem tu nowa i od razu wjadę z dość ciężkim tematem, przynajmniej dla mnie.
Jestem w związku od 7 lat, mam 24 lata on 25. Mieszkamy razem tak od 4 lat i układa nam się na prawdę dobrze. Prawie w ogóle się nie kłócimy, mamy wspólne pasje, prowadzimy wspólnie firmę.
Jedynym problemem i to rozgrywającym się tylko wewnątrz mnie jest to że mija niedługo równe 7 lat naszego związku a zaręczyn brak. Dręczy mnie to aczkolwiek sama nie wiem dlaczego. Wczoraj się popłakałam i to przy nim, podczas kolacji walentynkowej (gotujemy zawsze razem i świętujemy w domu)gdy powiedział że ostatni jego kolego ( a ma ich trochę) się zaręczył. Nie wiem czemu ale łzy poszły samoistnie. Głupio mi się zrobił bo nigdy nie poruszam tego tematu więc ciężko było mi się tłumaczyć dlaczego tak zareagowałam. Tata zawsze powtarzał mi że zaręczyny powinny wyjść od niego, tylko tak będzie to udany związek. Bo to on sam tego będzie chciał a nie oświadczył się bo ona nalega i gadała za uchem że mógłby w końcu to zrobić.
Dodam że to my ze wszystkich znajomych jesteśmy ze sobą najdłużej i chyba jesteśmy najlepiej dobrani do siebie. Na spotkaniach inni potrafią się kłócić u nas nigdy nie było takiego incydentu. Jasne, pokłócimy się czasami o coś ale nie gniewamy się na siebie długo i na prawdę zdarza się nam to bardzo rzadko. Dlatego zastanawia mnie to dlaczego właśnie ja jako jedyna nie dostałam jeszcze pierścionka.
Z jednej strony mam wrażenie że nam to nie potrzebne do niczego, zaręczyny, ślub całe zamieszanie z tym związane. Tym bardziej że nie wyobrażam sobie naszego ślubu. U niego rodzina jest zgrana, u mnie już dawno się rozpadła. Z mamą nie utrzymuje kontaktu a tata jest dość specyficzny, po rozwodzie z mamą nie popiera związków małżeńskich. Podziękowania dla rodziców? Jak bym to zrobiła? Tym bardziej że chłopak ma wspaniałą rodzinę - no nie wyobrażam sobie tego, po prostu. Ale z jednej strony pragnę założyć tą białą suknię.
I dlatego mam straszny mętlik w głowie. Dzisiaj chodzę jakaś taka struta, mój chodzi i się pyta co się dzieje ale nie mogę mu tego powiedzieć, bo i po co? Naruszę tylko niewygodny temat którego z resztą nie chciała bym ruszać. Tym bardziej że jesteśmy na prawdę szczęśliwi ze sobą i nie wiem czy powinnam się tak przejmować wszystkimi w około. Im może jest to potrzebne do szczęścia ( dodam że wszyscy są zaręczeni ale nikt na razie ślubu nie planuje), a mojemu wystarcza to co mamy bez tego?
Co o tym myślicie?