Jestem z mężem 12 lat. Mamy dwoje dzieci. Nasz związek od dłuższego czasu wygląda nijako... Ja rozumiem że w pewnym stadium przychodzi monotonia ale ja chce to zmienić to się nie da. Nawet głupia rozmowa "jak tam kochanie w pracy" jest bez sensu...
" A jak ma byc? Normalnie."
Po powrocie tylko tv I piwko... Ja rozumiem zmęczenie... Ale potrzebuje też uwagi A nie kilka lat tego samego dzień w dzień.
Była awantura. .. wygarnelam że tv piwko I koledzy są dla niego wazne A ja na boku. Byle bym posprzatala I ugotowała. Kiedy zeszlam do kuchni dorwal się do mojego telefonu. I przeczytał... jak żale się swojemu byłemu sprzed 14 lat.... No wkurzyl się nieziemsko.... chciał odchodzić... rozwód brać. Ale pogadałam z nim I powiedział że mnie kocha ale przypuszcza że ja to już nie... Narazie jest ok. Tylko ja się zaczęłam zastanawiać czy jestem szczęśliwa? Czy taki związek ma sens? Zero wspólnych zainteresowań, zero rozmów, sex raz na miesiac... czy to normalne.... ? Nie wiem czy mi życie przypadkiem nie ucieka...Nie, nie jestem szczesliwa...