julia.1991 napisał(a):numeria, no.nie.wiem , nawet nie macie pojęcia, jak się boję...
no.nie.wiem, co do moich rodziców, to mój tata ma zastrzeżenia. Mój tata zawsze miał zastrzeżenia do kościoła, do kapłanów w szczególności. Moja mama jest wierząca i to ona wychowywała mnie w wierze. Mój tata odkąd pamiętam był alkoholikiem, przy tym bardzo agresywnym i ja do teraz pamiętam noce w łóżku z różańcem w dłoni i łzami w oczach, żeby ten koszmar się skończył. I nigdy nikt mi nie pomógł, nauczyciele zawodzili, psycholog klepał swoje regułki, psychiatra chciał ładować we mnie tabletki. Pewnego dnia nie wytrzymałam (byłam wtedy w 6 klasie podstawówki) i porozmawiałam z moim opiekunem Dzieci Maryi. On dał mi siłę i wiarę, że będzie lepiej, przeniósł mnie do Oazy, na której poznałam moje obecne najlepsze przyjaciółki. Każdy jeden ksiądz który przychodził w jego miejsce mi pomagał przetrwać w tym koszmarnym śnie, który miałam codziennie w domu. Mój tata nienawidzi księży, bo oni często zabierali mnie z domu, kiedy dzwoniłam z płaczem o pomoc, że bije mamę. Nawet policja miała nas gdzieś, wiele razy przyjeżdżali i odjeżdżali, a piekło było coraz większe. Ja odeszłam z Oazy kiedy poznałam swojego byłego już chłopaka, mój tata był dumny, że odwracam się od kościoła. Później wikarym u nas został Łukasz, więc nie miałam z nim już takich relacji jak z poprzednimi. No i strach taty wrócił, bo znowu jakiś ksiądz wchodzi w nasze życie. Moja mama nie wie, nie domyśla się zupełnie. Wie, że zawsze miałam dobry kontakt z każdym kapłanem, że byli dla mnie ostoją w trudnych momentach, dlatego nie protestuje i pozwala mi się z nim widywać. Poza tym mama zawsze wierzy, że nie zrobię niczego złego, że nie popełnię błędów... Swego czasu dostawałam propozycje na zostanie fotomodelką, tata się cieszył (dodatkowa kasa na alkohol), a mama była przeciwna i posłuchałam jej, teraz nie żałuję. Z mamą mam dobry kontakt, jest dla mnie najważniejsza w życiu ale wiem, że nie zrozumiałaby moich uczuć, a ja nie chcę jej zawodzić...
Nie zamierzam pisać mu, że go kocham. Domyślam się, że jemu chodzi o przyjaźń, więc przetrwam w tej przyjaźni do czasu, aż zmieni parafię a potem jakoś zacznę zapominać. Póki jestem szczęśliwa, chcę to szczęście mieć blisko, ale krzywdzić go nie zamierzam.
Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot]