dorotka83 napisał(a):Nie wiem jednak jak mogę wyjść z tego "nałogu"...
Kostek napisał(a):[Wiesz, że robisz źle, wiesz, że nie jest tego wart, wiesz już na tyle dużo, by wstać z kolan, podnieść głowę i powiedzieć: dość.
Dasz radę
Kostek napisał(a):
@dorotka83 druknij posta, załaduj to http://www.youtube.com/watch?v=ExTESo1tQ0k na fona udowodnij sobie i przy okazji mu, że jest nikim.
Armigor napisał(a):Nie rozumiem dlaczego potepiasz tylko jedną stronę ? Ja nadal jestem zdania ze jak suka nie da to pies nie weźmie .
Kostek napisał(a): Oboje zrobili źle. Ale jakoś dziwnie u nas, w większości przypadków, by nie napisać zawsze jest tak, że jak żona zdradza to ku*wa, jak kobieta wchodzi w związek, to suka. A facet to taki biedny piesek, który musi wziąć to co mu dano i albo w życiu za dużo wypił i wtedy zdradził, albo mu ta niedobra suka dała. Dla mnie gorszym będzie zawsze ten kto faktycznie rozbija związek, ten zdradzający, a nie ten/ta kto się do tego przyczynił. Teraz rozumiesz?
Armigor napisał(a): "nasza" dorotka robi to z premedytacją i ma z tego świetną zabawę skoro pisze ze została przez tego mężczyznę porzucona i sama na siłę wchodzi ponownie w ten układ
Kostek napisał(a):Tu nie chodzi o aprobatę, u mnie tez jej nie ma.
Nie wiem czy jest uzależniona, czy to działanie z premedytacją.
Wiem natomiast, że wielu palaczów twierdzi, że w każdej chwili mogą zerwać z nałogiem, a umierają z fajka w gębie.
Wiem też, że kobiety zakochane/kochające działają bardzo często irracjonalnie, wbrew temu co każdy z nas zrobił by na ich miejscu
dobroslawa napisał(a):Takie związki nie mają przyszłości.
baba napisał(a):Takie związki moim zdaniem są tylko po to, żeby zaspokoić się seksualnie i tyle.
dorotka83 napisał(a):Witajcie...
Mam nadzieję, że to forum jakoś mi pomoże. Pomoże mi się pozbierać.
Mam 29 lat. 3,5 roku byłam w związku z zonatym facetem.
Wcześniej nie przyszłoby mi do głowy, że mogę się w coś takiego wpakować. Ale zakochałam się w nim po uszy sama nie wiem kiedy. Pracujemy razem (nadal niestety i to mnie dobija teraz). Zaczęło się od przyjaźni, która z mojej strony nagle przerodziła się w miłość. Po prostu zaczęłam kochać tego człowieka, bardzo kochać. Kocham go nadal. Na poczatku on też mówił, że kocha, ale potem... Standardowy scenariusz. Zaczęło być coraz gorzej.
Wierzyłam mu w 100%, miałam zaufanie w każdej sprawie, teraz się pewnie wiele z Was zacznie śmiać, ale wierzyłam, że coś dla niego znaczę, że zrobi wszystko, żebym w tym trudnym "związku" cierpiała jak najmniej, wierzyłam, że się o mnie zatroszczy.
Połączyły nas dłuuugie rozmowy o wszystkim i na każdy temat. Nie mogłam uwierzyć i nie chciałam przyjąć do wiadomości, że on już ich nie potrzebuje.
Nigdy go nie zawiodłam, zawsze byłam z nim i przy nim. On zawsze powtarzał, że wie o tym i widzi jak bardzo go kocham i że nie chce mnie ranić. Wiedziałam, że cały czas kocha ją. Ale wypierałam to z mojej głowy, bo ból był nie do zniesienia.
Jakiś czas temu patrząc mi w oczy zapewniał, że zrobi wszystko, zebym uwierzyła, że mu na mnie zależy i że nie chce mnie stracić.
Wyszedł i nie odezwał się ani słowem, nie napisał, nie zadzwonił. Widujemy się w pracy, on mnie unika, choć musimy współpracować, nie podejmuje tematu o nas.
A ja po prostu umieram z bólu, dlatego, że tak bardzo się na nim zawiodłam jako na człowieku, przyjacielu. Mam żal nie o to, że mnie nie kocha, nie o to, że mnie zostawił, tylko o to w jaki sposób to zrobił.
Czy któraś z Was była w takiej koszmarnej sytuacji? Co ja mam zrobić, zeby się uwolnić od tej miłości - pracujemy razem - to jest dodatkowy problem ....
Jestem załamana, nic mi sie nie chce, chyba wpadam w jakąś depresję ..
Kripersa napisał(a):Niestety, nie słyszałam jeszcze o happy endzie w przypadku zwiazku z zonatym mezczyzna... najgorsze ze my kobiety jestesmy emocjonalne, wierzymy, kochamy, a na koniec zostajemy same... zawsze w zwiazku z zonaym gosciem bedziesz ta drugą, a tej pierwszej wcale zostawic nie chce...szkoda czasu, zycia i tej miłosci...;/
Zidentyfikowani użytkownicy: Bing [Bot]